Okiem Wieśniaka
Artykuł sam się nie napisze, o czym przekonałem się osobiście.

Ostatnio miałem okazję uczestniczyć wraz z Potworami w wykładzie jednego z podobno bardziej znanych twórców internetowych. Podobno… Ja widziałem człowieka po raz pierwszy w życiu i do tego od razu w tzw. realu. Nieznana mi osoba opowiadała o swojej przygodzie z tworzeniem treści w wirtualnym świecie. O tym, że to bardzo ciężka praca: artykuł sam się nie napisze, a film nie nakręci. Wykład rozpoczął się dość ciekawie, bo pytaniem skierowanym do biorących w nim udział młodych ludzi (czyli nie do mnie): co mnie kręci w Internecie i co chcę osiągnąć jako twórca internetowy? Odpowiedź nie jest tak oczywista, jakby to się mogło wydawać. Dodatkowo, przykłady, które padały z sali, uzmysłowiły mi, jak wielu rówieśników Potworów publikuje w Internecie. Nie zdawałem sobie z tego sprawy!

Co kręci młodych ludzi w Internecie?

Po pierwsze: sława albo jak kto woli rozpoznawalność

Pojęcia te zasadniczo wyrażone są we wszelkiego rodzaju lajkach, subskrypcjach, komentarzach itp. Co ciekawe, słabo została zaakcentowana chęć dzielenia się wiedzą oraz pokazanie siebie jako profesjonalisty w danej dziedzinie. A przecież to blogi tematyczne, albo jak kto woli – blogi eksperckie, cieszą się ogromną popularnością.

Po drugie: zarobki

W zasadzie wynika to z pierwszego. Kasa kusi. Szczególnie wtedy, kiedy związana jest z rozwijaniem i realizacją własnych pasji. Jednak nikt ze słuchaczy nie był w stanie określić pułapu, powyżej którego można by było mówić o dużych zarobkach. Przy okazji udało się stwierdzić, po co młodym ludziom potrzebne są pieniądze. Spodziewałem się odpowiedzi zbliżonych do definicji konsumpcjonizmu, ale mile się rozczarowałem. Bowiem prawie nie mówiono o szybkich komputerach lub komórkach znanych marek. Nie było też drogich samochodów ani markowych ciuchów. Królowała raczej możliwość zwiedzania świata, dysponowania na własnych zasadach i w dowolny sposób wolnym czasem oraz coś, co można by określić mianem niezależności finansowej.

Internet to również zagrożenia

Z tym, co kręci młodych ludzi w Internecie związane są zagrożenia. I to właśnie one były głównym tematem wykładów. Bowiem realizując powyższe punkty odsłaniamy się na ciosy z wielu, często najmniej spodziewanych, stron…

Krytykanctwo, to nie krytyka!

Twórczość w internecie podlega ocenie. Idealnie, gdy są one wyważone i przynoszą korzyść zarówno autorom, którzy będą publikować lepsze, ciekawsze, bardziej profesjonalne treści, oraz odbiorcom, dla których owe treści będą bardziej wartościowe. Mówimy wówczas o konstruktywnej krytyce. Często przeradza się ona w dyskusję zamieszczoną w komentarzach lub social mediach.
Jednak bardzo często ujawniają się nieudacznicy i sfrustrowani czytelnicy, którzy zazdroszczą innym sukcesów. Krytyka dla samej krytyki jest łagodniejszą formą największego zagrożenia Internetu…

Hejt jest wszędzie

To właśnie hejt był najczęściej wymienianym zagrożeniem w Internecie. Jak podaje internetowy Miejski słownik slangu i mowy potocznej:

„Hejt, to negatywny pogląd, z którego hejter czerpie przyjemność”.

Inna definicja z tego portalu:

„Negatywna opinia na tematy związane z wyglądem osoby, zachowaniem danej osoby lub grupy, jej pracą i twórczością, wydarzeniami. Za genezę hejtu uznaje się fora dyskusyjne lub obszary do komentowania w Internecie, a swoją polską nazwę zawdzięcza od angielskiego słowa 'hate’, czyli nienawidzić, nienawiść. Choć w Internecie hejt jest najczęściej spotykany, to można go również zaobserwować w świecie rzeczywistym.

Hejt może być anonimowy (najczęściej), a także jawny. Jest zjawiskiem negatywnym i niepożądanym, szczególnie dla osób, w których stronę kierowane są takie opinie. Hejt tworzony jest przez Hejterów. Czasami hejtowane osoby mogą doznać nieprzyjemnych uczuć, depresji, obrazy, złości itd. co z kolei może odbić się źle na ich psychice i twórczości, natomiast hejtująca osoba zwykle nie osiąga żadnych korzyści z hejtu, choć może zyskać świadomość, że komuś dokuczyła swoim zachowaniem lub poczuje się lepiej ze względu na zauważenie jakiejś niedokładności, niedoskonałości itp. Hejt może także być traktowany jako wyznacznik popularności, gdyż w dużym gronie osób obserwujących lub komentujących zawsze zdarzy się osoba o silnie negatywnym nastawieniu”.

Źródło: https://www.miejski.pl/slowo-Hejt

Chyba nie było osoby na wykładzie, która nie spotkałaby się z hejtem i hejtowaniem. Ale pomruk rozszedł się po sali dopiero wówczas, gdy padło pytanie: czy ty także hejtowałeś innych?
Wielki szacun dla prowadzącego, który świetnie przygotował się do wykładu, umiejętnie wzbudzał emocje, ale też idealnie nad nimi panował.

Wielkie podsumowanie

Kiedy wykład jest interesujący, czas leci jakoś szybciej. Dlatego zdziwiłem się, kiedy twórca internetowy powiedział, że nadszedł czas na podsumowanie.

Po prostu… nie czytam

Zaczął od końca. Od hejtu. Prowadzący opowiedział o swoim podejściu do negatywnych opinii, których celem jest przede wszystkim obrażanie innych. Rozwiązanie jest bardzo proste – po prostu ich nie czyta! Pozwala jednak na publikowanie wszystkich komentarzy. Wprawdzie w tle działa filtr, ale jego zadaniem jest blokada wulgarnych słów i spamu. Takie działanie jest celowe, bo wyszukiwarki umieszczają wyżej posty, które mają więcej komentarzy. Liczy się ilość a nie jakość. Po co więc psuć sobie dzień czytaniem negatywnych opinii pisanych przez ludzi, którzy nawet nie wiedzą kim jestem? Interwencja jest konieczna, gdy… liczba wpisów czytelników jest zbyt mała i trzeba podkręcić atmosferę. Czasem jest to pytanie, niekiedy odpowiedź, często złośliwa, ale bez przekraczania granic dobrego wychowania. Dyskusja, która się rozkręci, powoduje wzrost popularności artykułu oraz skok w rankingu postów. Tak w wielkim uproszczeniu. Wow! Po raz kolejny nie byłem przygotowany na informacje, które właśnie do mnie dotarły!

Kilka słów o kasie i przekleństwie popularności

Z popularnością strony związane jest zarabianie pieniędzy. Najprościej rzecz ujmując: strona, która nie jest odwiedzana, kasy nie daje. Ale… Wszystko zależy od celu jaki sobie wyznaczymy. A celem wykładowcy nigdy nie były pieniądze ani szeroko rozumiana sława!
Do tej pory uważałem, że nagłe zwroty akcji to wyłącznie cecha dobrych filmów sensacyjnych. A tu taka niespodzianka!
W tym konkretnym przypadku chodziło wyłącznie o doskonalenie własnego warsztatu oraz budowaniu w interesującej branży wizerunku profesjonalisty. Popularność, to efekt uboczny publikowanych treści. Podobnie jak pieniądze, które autor przeznaczał na zdobywanie dodatkowej wiedzy, zakup profesjonalnego sprzętu oraz wynagrodzenia dla współpracowników.

Zarabianie w Internecie, to ciężka praca i niekoniecznie dobrze płatna. Kwoty podane w trakcie wystąpienia były wielkim zaskoczeniem dla słuchaczy. Nie zwalały z nóg, a tym bardziej z krzeseł. Może to wyglądać zupełnie inaczej z drugiej strony monitora, ale prawda jest zdecydowanie inna od naszych wyobrażeń.
Popularność i rozpoznawalność mogą stać się w pewnym momencie przekleństwem. O ile na wsi wszyscy się znają i nikomu to nie przeszkadza, to wyjazd do miasta, w którym przestaję być anonimową osobą, nie zawsze musi być miłym doświadczeniem. Nie można spotkać się ze znajomymi w miejscach publicznych, bo zaraz pojawi się ktoś z prośbą o autograf, chwilę rozmowy lub zrobienie sweet foci. Na początku jest to zabawne i mile łaskocze własną próżność, ale później… potrafi utrudnić kupienie chleba.

A jak to wygląda w moim przypadku?

Mając na uwadze wiedzę, którą jeden z twórców internetowych przedstawił w swoim wystąpieniu, zacząłem się zastanawiać jak to wygląda w odniesieniu do mojego bloga.

Moje cele nie muszą być zbieżne z tym, czego oczekujesz od bloga

Moim celem nie jest pisanie pod to, co kręci młodych ludzi w Internecie, lecz zdobycie dodatkowej wiedzy oraz umiejętności, które w przyszłości mogą okazać się dla mnie przydatne.
Bo z jednej strony prowadzenie bloga jest czymś pośrednim pomiędzy pisaniem listów a prowadzeniem lokalnej strony internetowej. Pozwala się dzielić się własną wiedzą oraz przemyśleniami, które nie zawsze można opublikować w prasie.

Z drugiej strony pozwala zdobyć wiedzę związaną z obsługą programów, serwerów oraz bezpieczeństwem usług.
Jak wiadomo – wiedza kosztuje. Super by było, gdyby od czasu do czasu na konto wpłynęła jakaś kwota, która chociaż w niewielkim stopniu obniżyłaby te koszty, np. poprzez pokrycie kosztów związanych z utrzymaniem serwera lub delegowaniem zadań do współpracowników. Do tego konieczna jest regularność wpisów. Jak zauważyli wierni czytelnicy bloga, a dokładniej jedna osoba, czyli ja, treści na blogu jest teraz tyle, co kot napłakał. Pomimo regularnych wpisów w social mediach, na Facebooku i Twitterze, to jednak blog Jestem z Wiochy ma być podstawowym miejscem mojego działania. Tak mi się przynajmniej wydaje w obecnej chwili. A niestety, jak zauważył wykładowca, film sam się nie nakręci, a artykuł sam się nie napisze…

Obawy

Ciągle rozważam włączenie dodawania komentarzy. Może okazać się, że nie jestem odporny na hejt (aczkolwiek wiedza z wykładu bardzo może w tej kwestii pomóc). Jednak kusi powstanie miejsca wymiany doświadczeń oraz konstruktywnej krytyki. To może być również miejsce hodowli trolli. Nic tak nie zwiększa popularności bloga jak posiadanie takiego „zwierzątka” na własność. Co jakiś czas należy dokarmić je umiejętnym wpisem. I chociaż początkowo troll potrafi napsuć krwi, to przy pracy z poprzednią stroną, szybko przekonałem się, że może to przynieść wymierne efekty. Bo o ile merytoryczna dyskusja z taką osobą nie przyniesie żadnego efektu, to jednak pozwala wyrobić nawyk szybkiej i najlepiej ciętej riposty.

Hodowla trolli na własnym blogu może przynieść wymierne efekty
Hodowla trolli może przynieść wymierne efekty

Podsumowanie mniejsze

Z punktu widzenia czytelnika nie zawsze to, co otrzymuje jest zamierzone przez autora. Dlatego słusznym wydaje się podchodzenie do treści zamieszczonych w Internecie z wielką rezerwą. I to zarówno ze strony internauty, ale i samego twórcy.

No cóż… Mając na uwadze powyższe, nie ma sensu tracić czasu, tylko trzeba rozgrzewać klawiaturę, zakasać rękawy i wziąć się do roboty.

Bo artykuł sam się nie napisze…

O mnie


Jestem z Wiochy. Kosztuję sól ziemi i walczę z demonami. Rozejrzyj się wokół moimi oczami...

Wieści z Wiochy

Chcę dołączyć

do społeczności Wieśniaków

i otrzymywać

Wieści z Wiochy,

dlatego naciskam ten


przycisk

Nowości w fotkach

Co zabrać ze sobą do szpitala?
1 września – bardzo ważna data
Spider-Man i Potwory z Wiochy
Praca zdalna nie jest dla wszystkich, ale warto jej spróbować
Monopoly Kraina lodu II – klasyczna gra w filmowej odsłonie
Kolonoskopia – badanie dla prawdziwych twardzieli…
Artykuł sam się nie napisze…
Przegrałem bitwę o odchudzanie, ale nie wojnę!
Święty Mikołaj musi mieć stresa