Okiem Wieśniaka

Tak się złożyło, że musiałem opuścić wiochę, aby wziąć udział w szkoleniu. Nie pamiętam dokładnie czego dotyczyło, ale było złożone z dwóch części: w pierwszym dniu przewidziano zajęcia terenowe związane z pokazem najnowszych technik agrotechnicznych, w drugim zaplanowano wykłady z największymi autorytetami branży rolnej w naszym kraju. Nie da się ukryć, że plan wydawał się niezwykle interesujący. Dodatkowo szczęśliwie się złożyło, że miejsce szkolenia znajdowało się między wiochą a miejscowością, w której mieszkał mój dobry kumpel. Połączenie przyjemnego z pożytecznym! Spotkanie z kolegą, a w trakcie powrotu udział szkoleniu. Aby dodatkowo uprzyjemnić sobie podróż, postanowiłem trasę przebyć samochodem marzeń z lat młodości – „maluchem”.

Pierwsza część wyjazdu udała się idealnie. Odwiedzenie kolegi okazało się dobrym pomysłem.

Druga część początkowo zaczęła się dobrze. Jako że należę do pilnych słuchaczy, zakwaterowałem się w hotelu w pobliżu miejsca szkolenia w niedzielę – dzień wcześniej. Na zajęcia terenowe miałem udać się następnego dnia rano.

Problem…

Mówią, że jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach… Coś w tym jest, bo kiedy chciałem przestawić auto na miejsce wskazane w recepcji, „maluch” odmówił posłuszeństwa. Prośby, groźby, błagania nie pomogły. Sprawę dodatkowo komplikowała moja wiedza na temat samochodów, która zasadniczo zamyka się w dwóch punktach:

  • gdzie włożyć kluczyk do stacyjki,
  • gdzie wlewa się paliwo.

Wszystko wskazywało na to, że nie tylko nie wezmę udziału w interesującym mnie szkoleniu, ale będę musiał ponieść dodatkowe koszty związane z naprawą lub przetransportowaniem „malucha” do wiochy oraz pobytem w hotelu. To ostanie akurat niespecjalnie mnie martwiło, bo ceny były przystępne, warunki dobre, a obsługa bardzo miła. Większym problemem był dzień. W niedzielę i do tego w obcym dla mnie miejscu raczej trudno jest znaleźć mechanika, a dobrego mechanika na pewno.
Musiałem wyglądać na załamanego, bo starsza pani z recepcji, widząc wyraz mojej twarzy, zapytała z uśmiechem co się stało. W kilku zdaniach opowiedziałem o awarii auta i braku możliwości udziału w szkoleniu, na którym mi zależało. W odpowiedzi usłyszałem, że nie ma sytuacji, z których nie można znaleźć wyjścia i poprosiła, żebym chwilkę poczekał. Podniosła słuchawkę telefonu (młodsi czytelnicy bloga pewnie nie wiedzą o co chodzi) i po chwili mi ją oddała, abym mógł porozmawiać z… mechanikiem! Opisałem objawy usterki, a mój rozmówca powiedział, że już wie, z czym jest problem. Jest to niewielka usterka, częsta w starszych pojazdach, ale niestety na części trzeba czekać co najmniej jeden dzień.

…światełko nadziei…

Kiedy odłożyłem słuchawkę starsza pani ponownie się uśmiechnęła.
Niech się pan nie martwi. To jeden z najlepszych specjalistów od „maluchów” w naszym kraju. Sama naprawiam u niego mojego „kaszlaka”. A teraz nie ma się co denerwować, tylko trochę ochłonąć i zebrać myśli. Najlepiej w trakcie spaceru i zwiedzania miejscowych zabytków.

Niestety niewiele pamiętam ze zwiedzania, ponieważ moje myśli pochłonięte były szkoleniem, w którym nie będę mógł uczestniczyć. Szybko wróciłem do hotelu, ale w recepcji zastałem młodą dziewczynę, która na pierwszy rzut oka mogła być wnuczką poprzedniczki.
To pewnie pan jest właścicielem tego „malucha”, który się popsuł – zapytała. – Wieści szybko się rozchodzą – uśmiechnąłem się.
Mam dla pana dobrą wiadomość. Mechanik potwierdził usterkę. Części dotrą jutro na miejsce. Samochód będzie można odebrać we wtorek. To bardzo szybko. U tego mechanika czeka się bardzo długo, aby w ogóle auto wstawić do warsztatu. Ma pan dużo szczęścia – roześmiała się.
Proponuję, aby przeszedł się pan na dworzec autobusowy. Może uda się znaleźć jakieś, prawdopodobnie nie bezpośrednie, połączenie. Znowu pa ma szczęście, bo nasza miejscowość należy do jednych z lepiej skomunikowanych – po raz kolejny się roześmiała.

…odrobina szczęścia…

Odpowiedziałem uśmiechem i zgodnie z radą udałem się w kierunku dworca autobusowego. Zdziwiłem się, że wszystko tak dobrze się układa. Już wcześniej pogodziłem się z myślą, że w szkoleniu nie wezmę udziału, a tu nagle zapaliło się światełko nadziei…

Kiedy stałem przed tablicą, na której były rozpisane przyjazdy oraz odjazdy autobusów i szukałem interesującego mnie połączenia, usłyszałem że za mną zatrzymuje się pojazd. Okazało się, że był to niewielki bus, z którego wyszedł jeden z wykładowców, który miał prowadzić zajęcia w trakcie interesującego mnie szkolenia. Okazało się również, że wraz z nim jechała grupa osób, które miały uczestniczyć w szkoleniu. Gdy opowiedziałem historię o moim samochodzie i że właśnie szukam połączenia, aby dostać się do tego samego miejsca, do którego jadą, usłyszałem, że mogę się zabrać się z nimi. Mam około godziny czasu na spakowanie, bo kierowca ma właśnie pauzę i czeka ich przymusowy postój. A za dwa dni będę będę mógł z nimi wrócić i odebrać sprawny samochód. Pobiegłem do hotelu, aby się spakować. W kilku zdaniach opowiedziałem pani w recepcji, co mnie spotkało i że wracam za dwa dni. Widać było, że ogromnie ją ucieszyło, że wszystko udało się pozytywnie rozwiązać.

…i po problemie.

Wszedłem do pokoju, otworzyłem walizkę i…

…i obudziłem się w bardzo dobrym nastroju. Na szczęście był to tylko sen. Sen, który dawał także dużo do myślenia.
Pomimo wielu przeciwności losu, dzięki pomocy kilku życzliwych ludzi, wszystkie problemy można rozwiązać.
Dobro powraca!
A dobrzy ludzie zawsze i wszędzie są gotowi do pomocy.

Być może ktoś lub coś własnie w taki sposób chciał mi to przekazać. A może to ja sam chciałem podświadomie utwierdzić się w tym, w co tak naprawdę zawsze wierzyłem.

Nie wiem, ale Sigmund Freud miałby ciekawy przypadek do analizy…

O mnie


Jestem z Wiochy. Kosztuję sól ziemi i walczę z demonami. Rozejrzyj się wokół moimi oczami...

Wieści z Wiochy

Chcę dołączyć

do społeczności Wieśniaków

i otrzymywać

Wieści z Wiochy,

dlatego naciskam ten


przycisk

Nowości w fotkach

Co zabrać ze sobą do szpitala?
1 września – bardzo ważna data
Spider-Man i Potwory z Wiochy
Praca zdalna nie jest dla wszystkich, ale warto jej spróbować
Monopoly Kraina lodu II – klasyczna gra w filmowej odsłonie
Kolonoskopia – badanie dla prawdziwych twardzieli…
Artykuł sam się nie napisze…
Przegrałem bitwę o odchudzanie, ale nie wojnę!
Święty Mikołaj musi mieć stresa