Okiem Wieśniaka
Ostatnio jestem zafascynowany ideą minimalizmu

W ostatnim czasie jestem owładnięty zauroczony ideą minimalizmu.

Nieświadomie zetknąłem się z nią dawno temu. Mój kolega twierdził wówczas, że jeżeli nie jesteś w stanie spakować się w ciągu godziny do plecaka i wyruszyć w drogę, to znaczy że jesteś przywiązany do danego miejsca.

Być może, to bardziej różnica pomiędzy trybami życia: osiadłym i koczowniczym, ale odzwierciedla jednocześnie chęć posiadania zbyt wielu rzeczy, które niekoniecznie są nam potrzebne do życia.

Konsumpcjonizm

Po drugiej stronie jest konsumpcjonizm. I chociaż nie jestem jego wyznawcą, to jednak wielokrotnie zdarzyło mi się zakupić rzeczy, często na kredyt, których zwyczajnie nie potrzebowałem. Ważne było ich posiadanie. Jednak w pewnym momencie zorientowałem się, że wokół mnie jest coraz mniej miejsca, coraz mniej przestrzeni, bo wokół znajdują się rzeczy, które ją zajmują. Zaczęło mnie to bardzo mocno uwierać. A skoro coś zaczyna uwierać, to należy coś z tym zrobić.

Minimalizm

Tak trafiłem na minimalizm. Przeczytałem kilka artykułów, kupiłem książkę. Idea wydaje się słuszna, aczkolwiek obawiałem się, żeby nie popaść w skrajności w skrajność. Nie zamierzałem zrobić listy potrzebnych i bezwzględnego jej przestrzegania, pozbywając się wszystkiego ponad dopuszczalną liczbę. To nie moja bajka. Ale skoro nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku…

Postanowiłem zacząć od przeglądu odzieży w szafie.

To, co się wydarzyło, ujmując sytuację obrazowo, powaliło mnie na kolana.
Sześć 60l worków na śmieci zapełniło się z odzieżą, z której wyrosłem – wiecie Wieśniak na 102, której nie będę nosić, która mi się nie podoba, która nie jest modna, i która nie nadaje się już do ubrania. Sześć worków! Po co ja to wszystko trzymałem? Nie wiem. Dlaczego nie pozbyłem się tego wcześniej? Też nie wiem.
Ale cała ta akcja dała mi dużo satysfakcji. W końcu w szafach jest ład i porządek. Wprawdzie mam mniej odzieży, ale wszystko co jest poukładane, a nie wrzucone. Widzę wszystkie rzeczy, które mniej, albo wcale się nie gniotą i są gotowe do natychmiastowego użytku.

Co ciekawe nie odczuwam braku rzeczy, których się pozbyłem.
Zdaję sobie sprawę, że mógłbym pozbyć się ich więcej, chociaż na sam początek i tak jest nieźle.
To, co zrobiłem spodobało mi się tak bardzo, że podobną akcję przeprowadzę w stosunku do do innych rzeczy, które posiadam.

Bo chyba George Fooshee miał rację twierdząc, że kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy za pieniądze, których nie mamy, aby zaimponować ludziom, na których nam nie zależy…

O mnie


Jestem z Wiochy. Kosztuję sól ziemi i walczę z demonami. Rozejrzyj się wokół moimi oczami...

Wieści z Wiochy

Chcę dołączyć

do społeczności Wieśniaków

i otrzymywać

Wieści z Wiochy,

dlatego naciskam ten


przycisk

Nowości w fotkach

Co zabrać ze sobą do szpitala?
1 września – bardzo ważna data
Spider-Man i Potwory z Wiochy
Praca zdalna nie jest dla wszystkich, ale warto jej spróbować
Monopoly Kraina lodu II – klasyczna gra w filmowej odsłonie
Kolonoskopia – badanie dla prawdziwych twardzieli…
Artykuł sam się nie napisze…
Przegrałem bitwę o odchudzanie, ale nie wojnę!
Święty Mikołaj musi mieć stresa