Niedzielny poranek zastał mnie w kuchni, w trakcie przygotowywania śniadania. Nic wielkiego, żeby nie napisać standardowego, jajecznica z jajek od kur z wolnego wybiegu (szybki wybieg jest dopiero w momencie zauważenia lisa) na boczku i cebuli. Zdziwiłem się, gdy o tej porze z drzwiach pojawił się starszy z Potworów. Dla nich, to przecież środek nocy.
– Mogę Tobie pomóc? – usłyszałem.
Do tej pory śniadanie przygotowałem sam, więc nie ma się co dziwić, że byłem zdziwiony. I to ogromnie! Z drugiej strony, czas spędzony w kuchni, to czas spędzony razem. Z rozmyślań wyrwał mnie głos.
– Cześć. Co robicie? – zapytał młodszy z Potworów.
– Śniadanie.
– Mogę wam pomóc?
Omal się zakrztusiłem. W kuchni liczy się każda pomoc, ale nie jestem przyzwyczajony do czegoś takiego ze strony Potworów. Szczególnie w niedzielę. I do tego o poranku.
– A co chciałbyś robić? – zapytałem.
– Jak już zrobicie, to będę jeść.
No cóż…
W kuchni liczy się każda pomoc…