Wieśniak na 102
BMI jako wskaźnik ułatwiający obserwowanie postępów w odchudzaniu

Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku.
Tak podobno mówi chińskie przysłowie. Podobno, bo nie do końca wiem, czy jest ono chińskie. A na pewno nie wiem, czy to przysłowie.
Z kolei inne powiedzenie brzmi, że najtrudniej wykonać pierwszy krok. Tylko w którą stronę? Najlepiej w stronę wskaźnika BMI.

Dawna przygoda z harcerstwem nauczyła mnie, że najpierw trzeba określić, gdzie się jest w danej chwili. Później cel, dokąd się zmierza. Na samym końcu spojrzeć na mapę i wytyczyć drogę, którą chce się przebyć oraz określić potrzebny czas.

W moim przypadku cel jest jasny: 71 kg. Nie 70, nie 72, ale 71! Dlaczego? Bo 70, to liczba “okrągła”, warto zostawić sobie pewien margines. Skromny wprawdzie, bo 1 kg, ale… jednak. Nie 72, bo to już zbyt daleko od 70. A wartość 71 kg idealnie mieści się w normach wagi dla mojego wzrostu.

Skoro cel już jest, to co z obecną pozycją?

Obrazowo rzecz ujmując, należy przyznać jasno (to w tej sytuacji jest bardzo ważne) i otwarcie, że jestem w czarnej dupie.

102 kg.

31 kg za dużo. Aż 31 kg za dużo! Jak to się stało? Jak do tego doszło? I najważniejsze pytanie: jak to odwrócić?

Waga z dodatkami, lecz bez BMI

Aby na bieżąco śledzić postępy kupiłem sobie wagę, która dodatkowo wyświetla poziom tkanki tłuszczowej, zawartość wody w organizmie, tkankę mięśniowa i wagę tkanki kostnej. Szkoda, że nie pokazuje BMI. Ale nie jest to jakiś specjalnie wyszukany sprzęt. Nie łączy się z komórką i nie zapisuje postępów. Notatki muszę prowadzić sam. Daje mi to dodatkową wartość – przy wpisywaniu danych mogę się chwile nad nimi zastanowić. W dzisiejszych czasach brakuje nam chwil zatrzymania. Ciągle w biegu, ciągle w ruchu. A tu pyk! Jaka waga dzisiaj na “zegarze”?
Urządzenie wyświetliło mi wartości, które mile mnie zaskoczyły. Jakie niskie!
Tkanka tłuszczowa raptem 35,4, poziom wody: 43,9, tkanka mięśniowa 36,9 (Schwarzenegger się chowa!), a tkanka kostna 3,3. Jestem boski. W lustrze może tego nie widać, ale dane przecież nie kłamią!
Humor zepsuły mi normy. Kto je wymyśla?!

Prawda, która boli

Okazało się, ze poziom tkanki tłuszczowej potwierdza to, o czym sam przecież wiem – jestem otyły. I to bardzo. Każda liczba powyżej 28 tylko to potwierdza.
Od pewnego czasu mówi się, ze pijemy zbyt mało. No może z wyjątkiem czystego spirytusu w przeliczeniu na głowę. Organizm człowieka potrzebuje wody i każdą wartość poniżej 62 należy uznać jako zbyt niską. Mnie brakuje 1/3. Dużo, żeby nie napisać bardzo dużo. A Arnold pewnie zsikał się ze śmiechu. Bo normą dla tkanki mięśniowej niezależnie od wieku jest 41 i więcej. Cóż, do kulturysty jest mi jeszcze bardzo, bardzo daleko… Nawet poziom tkanki kostnej mam zbyt wysoki. Obecnie powinien wynosić 3,2 kg, a dla docelowej wagi 2,9.
Niskie wartości nie okazały się jednak zadowalające.

Ale przecież są jeszcze inne normy. No i… waga może przekłamywać.
Może lepiej skorzystać z innych wskaźników? Na przykład BMI. Body mass index ma znaczenie w ocenie zagrożenia chorobami związanymi z nadwagą i otyłością, np. cukrzycą, chorobą niedokrwienną serca, miażdżycą. Młody, piękny, wysportowany… Ten wskaźnik musi być idealny dla mnie.
Znalazłem jakiś programik, który mi to fajnie wyliczył. Również te wyniki okazały się więcej niż zadowalające:
wskaźnik BMI – 32,93,
wskaźnik talia/wzrost – 0,68,
wskaźnik tkanki tłuszczowej – 35,8, wyżej niż poprzednio.
Chyba program się zepsuł.

Normy

Ale tak jak to poprzednio, dobra mina szybko spłynęła z mojej twarzy, kiedy zobaczyłem normy. Wyszło z nich, ze mam otyłość I stopnia. Do tego bliżej mi do otyłości II stopnia niż do nadwagi. Talia do wzrostu wskazuje na skrajną otyłość, a wskaźnik tkanki tłuszczowej jest bardzo, bardzo wysoki.
Jedynym pocieszeniem jest pewne przekłamanie w pomiarach. Zamiast talii przyjąłem pomiar na wysokości pępka, bo to brzuch jest moim największym problemem.

Skoro już wiem skąd i dokąd zmierzam, mogę zastanowić się nad know-how. Pojęcie to w tłumaczeniu z barbarzyńskiego na nasze oznacza tyle, co wiedzieć jak. Określa konkretną wiedzę lub umiejętność wykonania czegoś.
Skoro już wiem skąd i dokąd zmierzam, wystarczy, że spojrzę na mapę, aby wyznaczyć drogę. Może niepotrzebne mi żadne obce pojęcie, takie jak BMI.

Podążę za to za Hannibalem, który wypowiedział dawno temu znamienne zdanie:

Albo znajdziemy drogę, albo wytyczymy ją sami.

O mnie


Jestem z Wiochy. Kosztuję sól ziemi i walczę z demonami. Rozejrzyj się wokół moimi oczami...

Wieści z Wiochy

Chcę dołączyć

do społeczności Wieśniaków

i otrzymywać

Wieści z Wiochy,

dlatego naciskam ten


przycisk

Nowości w fotkach

Co zabrać ze sobą do szpitala?
1 września – bardzo ważna data
Spider-Man i Potwory z Wiochy
Praca zdalna nie jest dla wszystkich, ale warto jej spróbować
Monopoly Kraina lodu II – klasyczna gra w filmowej odsłonie
Kolonoskopia – badanie dla prawdziwych twardzieli…
Artykuł sam się nie napisze…
Przegrałem bitwę o odchudzanie, ale nie wojnę!
Święty Mikołaj musi mieć stresa