Jestem z Wiochy

Wołają mnie Wieśniak. Kosztuję sól ziemi i walczę z demonami. Rozejrzyj się wokół moimi oczami…

Kategoria: Potwory z Wiochy

Potwory z Wiochy prowadzą spokojne życie wiejskich dzieci. Prawie takie, jakie mają ich rówieśnicy w miastach. Jednak „prawie” robi dużą różnicę…

Do południa uczęszczają do szkoły. Małej, wiejskiej, z czymś miewidzialnym, ale wyczuwalnym – niesamowitą atmosferą. Pod czujnym okiem nauczycieli zdobywają wiedzę niezbędną do kontynuowania nauki w szkole średniej. Ale już teraz, wraz z koleżankami i kolegami, mogą poszczycić się osiągnięciami nie tylko na poziomie lokalnym, ale też krajowym. To zasługa nauczycieli, którzy, w małych liczebnie klasach, mogą uwzględnić predyspozycje, zdolności, i minimalizować ewentualne braki oraz trudności uczniów. Wiejska szkoła, to wielka rodzina. W jej skład wchodzą uczniowie, pedagodzy, pracownicy szkoły oraz rodzice. Nie ma w niej osób anonimowych. Może właśnie dlatego tak wiele się tutaj udaje.

Popołudnia to zadania domowe i świeże powietrze. Bo Potwory z Wiochy mają do swojej dyspozycji całą wieś. Czują się w niej bezpiecznie. Mogą korzystać z wielu dodatkowych zajęć. Począwszy od tych organizowanych przez instruktorów świetlicy wiejskiej, trenerów sportowych, społeczników, na tych organizowanych przez druhów z OSP kończąc. Oferta zajęć pozalekcyjnych na wsi potrafi być naprawdę bogata.

To efekt zaangażowania i ciężkiej pracy dorosłych, którzy chcą zapewnić swoim dzieciom jak najlepsze warunki do rozwoju. To dzięki nim wiejskie dzieci wyjeżdżają w wolnym czasie do kin, teatrów, filharmonii, zwiedzają miejsca ważne dla naszej historii i kultury. Wyjeżdżają za granicę…

Codzienność dzieci na wsi nie zawsze jest usłana różami, ale zwykle bywa szczęśliwa i jakże inna od życia w mieście… Potwory z Wiochy są tego najlepszym przykładem.

  • Potwory z Wiochy, prawie jak Sulley i Mike

    Potwory z Wiochy, prawie jak Sulley i Mike

    Potwory z Wiochy pojawiają się regularnie we wpisach na blogu. Kim są? I skąd się wzięły? Te pytania słyszę zaskakująco często. Zwłaszcza od tych, którzy dopiero trafili na „Jestem z Wiochy” i nie do końca wiedzą kto jest kim.

    Potwory to, wbrew pozorom, pozytywne, a nie pejoratywne określenie naszych latorośli. Nie chodzi tu o wygląd, bo ten akurat mają anielski. Przynajmniej wtedy, kiedy śpią. 😇
    To raczej czułe, trochę ironiczne, określenie na dzieci, które potrafią wnieść do domu tyle energii, że licznik w stodole zaczyna wariować. Czasem rozniosą pół obejścia, ale za to z uśmiechem od ucha do ucha.

    Inspiracją był film „Potwory i spółka”, w którym pozytywnie nastawieni do świata bohaterowie – Sulley i Mike – zamiast straszyć dzieci, odkrywają, że śmiech daje więcej energii niż krzyk. Zamiast przerażenia – przyjaźń. Zamiast chaosu – współpraca. I właśnie to podejście spodobało mi się najbardziej.

    Podobnie jest u nas. Potwory z Wiochy też potrafią nieźle narozrabiać. Zdarzy się rozlana zupa, pognieciony zeszyt albo mały „eksperyment naukowy” w łazience. Ale w tym całym zamieszaniu jest tyle życia, że bez nich Wiocha byłaby po prostu… zbyt cicha.

    Z czasem „Potwory z Wiochy” stały się pełnoprawnymi bohaterami bloga. Pojawiają się w opowieściach o codzienności, rodzinie, wychowaniu i tych wszystkich sytuacjach, które można nerwowo przeczekać, albo przeżyć z uśmiechem na ustach. Ja wybieram to drugie.

    Więcej o naszych małych bohaterach znajdziesz w poświęconej im kategorii. Bo choć potrafią napsocić, to bez nich życie byłoby nie tą samą Wiochą.