Pewnego pięknego dnia po niewielkim wysiłku dostałem zadyszki. Coś mi przestało pasować. Stanąłem przed lustrem i zobaczyłem! Przede mną stał Wieśniak na 102!
To jeden z tych momentów, kiedy, z jednej strony życie się Tobie wali, a z drugiej robisz rachunek sumienia i zastanawiasz się jak do tego doszło…
A przecież to raptem chwila, niewinne ciasteczko, łyczek słodkiego napoju, dobry film zamiast spaceru… Zrozumiałem, że w mgnieniu oka przeskoczyłem z bokserskiej wagi lekkiej do superciężkiej. I to z pominięciem kilku kategorii po drodze. Normalnie cud!
Jak to zwykle bywa, po długiej chwili załamania, trwającej pewnie z sekund pięć, a może nawet i osiem, przeszedłem do fazy zaprzeczania. Pewnie coś stało się z lustrem, a może waga się po prostu popsuła.
Gdy doświadczalnie zostało udowodnione, że jednak nie przyszedł czas na najprostszą rzecz – planowanie. W myśl zasady: papier wszystko przyjmie, oczekiwaną wagę powinienem osiągnąć już po trzech, no może czterech godzinach. Niestety, nawet po pięciu godzinach, wieśniak na 102, był ciągle smutną rzeczywistością.
Nie zostało nic innego, jak wdrożyć swój misterny plan.
Co zrobić, aby zrzucić kilka lub kilkanaście kilogramów? Oto garść moich pomysłów… I relacje z pola boju…